sobota, 22 czerwca 2013

Day off czyli Safaga i słowo o narodzie egipskim po dwóch tygodniach pobytu :)

Temat pierwszy czyli mieliśmy dziś "wolną sobotę" :)
W związku z tym zebraliśmy się z samego rana koło 13-tej, wsiedliśmy w busa za 1 funta/osobę i pojechaliśmy do Safagi.
Tak. Jedzie się z otwartymi drzwiami.

To jest przystanek, tutaj można na busa poczekać, ale jak ktoś na przykład ma ochotę poczekać 15 metrów dalej to też się mu bus zatrzyma.

Safaga to małe miasteczko portowe z kilkoma hotelami i firmami oferującymi nurkowanie przy rafach, które mimo wszytko oparło się komercjalizacji. Czyli wysiada się z busa i generalnie nic szczególnego. Po prawej osiedla i pustynia, po lewej osiedla i morze. Przez środek biegnie droga, przy drodze sklepiki. Co od razu rzuca się w oczy:

1. Brud i śmieci. Są wszędzie, na drodze, przy drodze, na chodniku, przed sklepami, za sklepami, na sklepach, w sklepach, na pustyni, na plaży... wszędzie!


Możesz spokojnie wypić Colę, jebnąć puszkę pod nogi i nikogo to nie będzie dziwić, dziwne będzie jak będziesz się snuł z pustą puszką i szukał kosza na śmieci. Tu niema koszy na śmieci. Koniec.

2. Ludzie którym się nie spieszy, sprzedawca przy kramie z owocami sobie leży w cieniu na ziemi (oczywiście wśród śmieci) i jak chcesz coś kupić to się podniesie, sprzeda  znowu się położy.
W miasteczku jest też bank. Przed bankiem siedzi sobie paru gości w mundurach, przy pasie coś co może być pistoletem. Przechodzimy obok, a ten w niebieskim tak sam z siebie że jak chcemy to możemy sobie z nimi zdjęcie zrobić. To zrobiłem Agnieszce. Stróże prawa i porządku w pracy.

3. Komunikacyjny chaos o którym pisałem już kiedyś tutaj --> forum i to co i jak jeździ po drogach.
Chodzi o to że właściwie jeździ wszystko i jak tylko ma ochotę.

Felgi droższe od auta, ale szancun i branie gwarantowane.

Elegancki pomarańczowy "mietek" :)

Chłopaki jadą do roboty, przypominam,że środek miasteczka, środek dwupasmowej drogi. Ciekawe jaki jest mandat za takie coś w Polsce. A tutaj zadowoleni machają sobie do Agnieszki :)

W Polsce są też pewnie przepisy określające co i jak można przewozić, tzn: wymiary, masę pojazdów i tym podobne cuda wianki w zależności od rodzaju samochodu, ilości osi, kół i nie wiadomo czego jeszcze. Że jak np. całość waży 20 ton to OK, ale jak 21 to już będzie mandacik bo się asfalt psuje. Tutaj czegoś takiego nie ma. Tutaj chodzi o to że jak się załaduje coś na auto to trzeba to zrobić tak żeby dojechało i się nie rozpierdzieliło w trakcie jazdy. A jak się nie mieścisz pod jakimś wiaduktem to masz problem, trzeba było myśleć wcześniej.


Się rowerki na górze nie zmieściły, nie ma problemu, przecież jeszcze tutaj jest trochę miejsca.

Stacja benzynowa, najtańsza benzyna 80(!!!) oktanów 45 groszy za litr.


Weszliśmy też trochę w głąb osiedla a tu proszę normalny regularny polonez

a tutaj polonez marki audi, pewnie lepszy. I jeszcze czerwony - to na pewno lepszy.

Generalnie na pierwszy rzut oka totalny chaos i rozleniwienie, ale jakoś to sobie samo działa i nie potrzeba armii urzędników którzy mieliby próbować nad tym zapanować czy jakoś to zorganizować, działa samo. Działało lepiej jak panował Hunsi Mubarak, który oficjalnie był prezydentem a faktycznie trzymał kraj w ryzach przez prawie trzydzieści lat. Chłopakom jednak zachciało się demokracji, zrobili dwa lata temu rewolucję Mubaraka wywalili i próbują zorganizować sobie Państwo od nowa. Chodzi jednak o to że nam wystarczyły dwa tygodnie tutaj i już wiemy że to nie ma prawa się im udać. Mieliśmy przez 3 dni 300 osobową grupę turystów z egipskiego oddziału firmy P&G, wydawałoby się że ogarnięci ludzie ze sporego korpo. Przyszło do gry w siatkę i co? I pół godziny 25 chłopa stoi i pokrzykuje/pocharkuje na siebie w tym ichniejszym języku bo się nie da trzech drużyn wybrać. Nie da się zorganizować 6-osobowej drużyny jak zatem, pytam się mają zorganizować 80-milionowe państwo? Po rewolucji w Kairze regularnie są jakieś protesty/demonstracje/zamieszki z udziałem setek tysięcy ludzi. Tutaj sobie można poczytać. Jakimś cudem wybrali sobie nowego prezydenta, ale jego też już nie lubią i cały Egipt huczy że 30-go czerwca będą wielkie manifestacje w Kairze, udział deklaruje miliony ludzi. Mówią że zrobią nową rewolucję i że będzie jeszcze gorzej niż ostatnio.
Dla nas praktycznie niema zagrożenia, bo to wszystko dzieje się w Kairze czyli jakieś 500 km od nas. Problem polega jednak na tym że jak ostatnio wybuchła rewolucja to większość państw (oprócz Anglii) ewakuowała swoich obywateli z Egiptu i branża turystyczna poszła się paść na parę miesięcy. Jeśli to się powtórzy to po prostu nie będziemy mieć co robić. Co myśleć nie wiadomo, część ludzi już się pakuje, część robi zapasy bo 2 lata temu nic się nie dało kupić, a część mówi że  spalą parę marketów i skończy się jak większość ostatnich protestów.

Co jest pewne to to, że nawet jak będzie źle to całość skończy się 20-go lipca bo wtedy zaczyna się ramadan, nie można przez cały dzień jeść ani pić to i wojować po ulicach się nie będzie chciało.

Pożyjemy zobaczymy, nudno na pewno nie będzie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz